Dokładnie rok temu minister kultury i dziedzictwa
narodowego pan Piotr Gliński postawił pieczątkę i złożył swój podpis pod
regulaminem Muzeum Doctor Villa w Koszęcinie w organizacji, kończąc tym samym kilkunastomiesięczny okres dwustronnych uzgodnień dotyczących tego dokumentu. Postanowiłam potraktować tę datę jako dzień oficjalnych urodzin Muzeum.
Co wydarzyło się przez ten rok? Całkiem sporo.
Szczególnie jak na miejsce działające bez grosza dotacji.
Zaraz w styczniu upomniał się o nas NIMOZ (Narodowy
Instytut Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów) i dobrych kilka dni poświęciłam na
wypełnianie dorocznej ankiety sprawozdawczej.
Nie było to łatwe, zważywszy na brak jakiejkolwiek oficjalnej działalności w
sprawozdawanym okresie, ale potraktowałam to doświadczenie jako lekcję poglądową
tego jak NIMOZ widzi muzea, w tym muzea prywatne oraz tego co i jak można robić
w muzeach (pomimo sporego doświadczenia w tej dziedzinie codziennie z radością uczę
się czegoś nowego).
W kwietniu odwiedziłam piękną, wiosenną, pogodną Warszawę,
żeby na szkoleniu dla "prywaciarzy" usłyszeć między innymi kilka informacji, których usłyszeć
nie powinniśmy (bo nie powinny się zdarzyć). I nie mówię tu o fakcie kradzieży
skrzyni wiannej tylko o niewyjaśnialnej /także dla prawników/ beznadziei formalno-prawnej
muzeów prywatnych, szczególnie prowadzonych przez osobę fizyczną. Pomimo tych
słabych fundamentów do współpracy, w przesympatycznej atmosferze obopólnego zrozumienia oraz
ciekawości i dociekliwości ze strony organizatorów muzeów, pracownicy i
współpracownicy NIMOZ wyposażyli nas w spory zapas ostrzeżeń oraz wiedzy
praktycznej i pożytecznej.
W sierpniu dwa dni spędziłam na najpiękniejszej
imprezie, jaka jest organizowana w Koszęcinie czyli Konkursie Tradycyjnego
Powożenia, organizowanym po raz piąty przez Muzeum w Galowicach. Ze zdolną nastolatką wykonałyśmy dwie świetnie
uzupełniające się fotorelacje z tego wydarzenia i znowu miałam okazję cieszyć z
tego, kiedy lotny uczeń wyprzedza nauczyciela.
Przy okazji, jak z pewnością wielu innych
uczestników, odwiedziłyśmy tradycyjnie koszęcińskie zabytki rejestrowe będące w
zasobie gminnym (cmentarz ewangelicki i basztę widokową) by stwierdzić, że ich
widok zapiera dech w piersiach, a dla opisania stanu ich zachowania i opieki
nad nimi brakuje cenzuralnych słów.
W tym miesiącu zrobiłam też ekspresową korektę
fantastycznej powieści przygodowej o lublinieckich harcerzach, wciągającej
niemal jak „Czarne Stopy”. Z niecierpliwością czekam na jej publikację.
We wrześniu z największą radością wspomogłam
merytorycznie organizację wycieczki do Koszęcina dla grupy zaprawionych turystów z Dolnego Śląska. Przy
okazji przekonałam się, że wiodąca lokalna instytucja kultury od lat kieruje
wycieczki tylko do tego samego, jednego miejsca i tego samego jednego człowieka, a wszystkie atrakcje Koszęcina,
których teoretycznie jest kilkanaście, bywają po prostu niedostępne lub wstyd
je pokazać. Pomimo przeszkód Dolnoślązacy wywieźli z Koszęcina sporo
interesujących (a nawet zaskakujących) spostrzeżeń i inspiracji i bardzo pozytywne wspomnienia.
Przy okazji studiując dzieje kościoła na Trójcy odkryłam sporą nieścisłość w datowaniu mojego ulubionego obiektu z tego miejsca - tablicy nagrobnej Katarzyny Skalowej.
W międzyczasie
- bibliotekę regionaliów wzbogaciłam o zakupy 16 zupełnie nowych książek, co
sygnalizowałam wpisami na facebooku opatrzonymi koloryzowanymi ilustracjami .
Koloryzacja to moje nowe prywatne hobby, oprócz
tropienia przodków. W czym też osiągnęłam niemałe sukcesy. Wyśledziłam stryja Edwarda
na dwukrotnych pobytach w Zakopanem i wytropiłam gdzie w Wiedniu mieszkali powinowaci w czasie
zawieruchy I wojny. Odnalazłam list stryja Stanisława z frontu I wojny do jego ojca (czyli pradziadka) i tę pamiątkę będę się starała zdobyć, chociaż nie jest to łatwe.
Poznałam przy tym wiele nowych ciekawych źródeł oraz wiele informacji i ciekawostek rodzinnych z historii Nowego
Sącza i Jarosławia.
- Przeprowadziłam wiele godzin kwerend internetowych i zgromadziłam kilkaset nowych informacji i nowych źródeł dotyczących ponad 50 tematów z historii
Koszęcina.
- Prowadziłam ze zmiennym zaangażowaniem kilka
profili społecznościowych, związanych z działalnością muzeum, których rekordowe posty dotarły do ponad 9 tys osób.
- Zaprojektowałam kilka wersji wnętrz muzealnych (i
nie tylko) i jeden hortiterapeutyczny ogród (nie przy Doctor Villa).
- Znakiem rozpoznawczym Muzeum staje się Przetwórnia – laboratorium tradycyjnych
naturalnych smaków i wyrobów z roślin z naszego ogrodu. W tym roku susza nie
ominęła także ogrodników (którym nikt nie pokrywa kosztów strat) i zupełnie nie
było czego zbierać i przetwarzać. Uratowały nas jednak zeszłoroczne zapasy i
udało się zorganizować kilka prezentacji. Podczas sześciu degustacji prawie 80 osób
poznało walory smakowe i zdrowotne derenia, czeremchy i czarnego bzu. To
była największa przyjemność tego roku - dzielić się z Wami moimi domowymi
przetworami i rozkoszą korzystania z tego, co daje pozornie niejadalny ogród, a
także wiedzą i doświadczeniem w uprawie krzewów.
- „Babcia na
motorze” z wystawą "Dla Przeszłości – przywrócić pamięć o
przedwojennej Organizacji Przysposobienia Wojskowego Kobiet" odwiedziła
Wadowice (Muzeum Miejskie), Kielce (Muzeum Historyczne Miasta Kielce), Warszawę
(Archiwum Akt Nowych) i Skierniewice (Muzeum Historyczne Skierniewic).
- Aktualnie kończę opracowanie albumu, który będzie
pierwszą muzealną pomocą metodyczną do warsztatów dla seniorów. Jego publikacja
będzie możliwa dzięki bonowi podarunkowemu, który wygrałam w konkursie.
- W ostatnich dniach na kursach ośrodka KARTA odświeżyłam swoją wiedzę na temat archiwizacji i jeśli będziecie hojni zacznę wprowadzać do otwartego,
dostępnego zawsze, wszędzie i dla każdego systemu OSA to wszystko, co udało mi
się dotychczas zgromadzić.
- A przy okazji rocznicowych podsumowań przygotowałam
wczoraj nową odsłonę muzealnej strony internetowej.
Uważam więc ten rok za całkiem owocny.
Cieszę się z nowych fanów profili społecznościowych,
z aktywności stałych bywalców, a szczególnie z osobistych spotkań z miłośnikami
historii i tradycji (także kulinarnych).
Dziękuję
za wszelkie uwagi, komentarze, porady i za gromkie Sto lat na 50 gardeł :)
I zapraszam do współpracy i pomocy przez kolejny
rok. Bo tylko przy Waszej pomocy mogę więcej. Ale o tym jest następny wpis.