środa, 13 listopada 2019

I urodziny Muzeum Doctor Villa w Koszęcinie (w organizacji)


Dokładnie rok temu minister kultury i dziedzictwa narodowego pan Piotr Gliński postawił pieczątkę i złożył swój podpis pod regulaminem  Muzeum Doctor Villa w Koszęcinie w organizacji, kończąc tym samym kilkunastomiesięczny okres dwustronnych uzgodnień dotyczących tego dokumentu. Postanowiłam potraktować tę datę jako dzień oficjalnych urodzin Muzeum.

Co wydarzyło się przez ten rok? Całkiem sporo. Szczególnie jak na miejsce działające bez grosza dotacji.

Zaraz w styczniu upomniał się o nas NIMOZ (Narodowy Instytut Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów) i dobrych kilka dni poświęciłam na wypełnianie dorocznej ankiety  sprawozdawczej. Nie było to łatwe, zważywszy na brak jakiejkolwiek oficjalnej działalności w sprawozdawanym okresie, ale potraktowałam to doświadczenie jako lekcję poglądową tego jak NIMOZ widzi muzea, w tym muzea prywatne oraz tego co i jak można robić w muzeach (pomimo sporego doświadczenia  w tej dziedzinie codziennie z radością uczę się czegoś nowego).

W kwietniu odwiedziłam piękną, wiosenną, pogodną Warszawę, żeby na szkoleniu dla "prywaciarzy" usłyszeć między innymi kilka informacji, których usłyszeć nie powinniśmy (bo nie powinny się zdarzyć). I nie mówię tu o fakcie kradzieży skrzyni wiannej tylko o niewyjaśnialnej /także dla prawników/ beznadziei formalno-prawnej muzeów prywatnych, szczególnie prowadzonych przez osobę fizyczną. Pomimo tych słabych fundamentów do współpracy, w przesympatycznej atmosferze obopólnego zrozumienia oraz ciekawości i dociekliwości ze strony organizatorów muzeów, pracownicy i współpracownicy NIMOZ wyposażyli nas w spory zapas ostrzeżeń oraz wiedzy praktycznej i pożytecznej.

W sierpniu dwa dni spędziłam na najpiękniejszej imprezie, jaka jest organizowana w Koszęcinie czyli Konkursie Tradycyjnego Powożenia, organizowanym po raz piąty przez Muzeum w Galowicach.  Ze zdolną nastolatką wykonałyśmy dwie świetnie uzupełniające się fotorelacje z tego wydarzenia i znowu miałam okazję cieszyć z tego, kiedy lotny uczeń wyprzedza nauczyciela.
Przy okazji, jak z pewnością wielu innych uczestników, odwiedziłyśmy tradycyjnie koszęcińskie zabytki rejestrowe będące w zasobie gminnym (cmentarz ewangelicki i basztę widokową) by stwierdzić, że ich widok zapiera dech w piersiach, a dla opisania stanu ich zachowania i opieki nad nimi brakuje cenzuralnych słów.
W tym miesiącu zrobiłam też ekspresową korektę fantastycznej powieści przygodowej o lublinieckich harcerzach, wciągającej niemal jak „Czarne Stopy”. Z niecierpliwością czekam na jej publikację. 

We wrześniu z największą radością wspomogłam merytorycznie organizację wycieczki do Koszęcina dla grupy zaprawionych turystów z Dolnego Śląska. Przy okazji przekonałam się, że wiodąca lokalna instytucja kultury od lat kieruje wycieczki tylko do tego samego, jednego miejsca i tego samego jednego człowieka, a wszystkie atrakcje Koszęcina, których teoretycznie jest kilkanaście, bywają po prostu niedostępne lub wstyd je pokazać. Pomimo przeszkód Dolnoślązacy wywieźli z Koszęcina sporo interesujących (a nawet zaskakujących) spostrzeżeń i inspiracji i bardzo pozytywne wspomnienia.  
Przy okazji studiując dzieje kościoła na Trójcy odkryłam sporą nieścisłość w datowaniu mojego ulubionego obiektu z tego miejsca - tablicy nagrobnej Katarzyny Skalowej.

W międzyczasie
  • bibliotekę regionaliów wzbogaciłam o zakupy 16 zupełnie nowych książek, co sygnalizowałam  wpisami na facebooku opatrzonymi koloryzowanymi  ilustracjami .
Koloryzacja to moje nowe prywatne hobby, oprócz tropienia przodków. W czym też osiągnęłam niemałe sukcesy. Wyśledziłam stryja Edwarda na dwukrotnych pobytach w Zakopanem i wytropiłam gdzie w Wiedniu mieszkali  powinowaci w czasie zawieruchy I wojny.  Odnalazłam list stryja Stanisława z frontu I wojny do jego ojca (czyli pradziadka) i tę pamiątkę będę się starała zdobyć, chociaż  nie jest to łatwe.
Poznałam przy tym wiele nowych ciekawych źródeł oraz wiele informacji  i ciekawostek rodzinnych z historii Nowego Sącza i Jarosławia.  
  • Przeprowadziłam wiele godzin kwerend internetowych i zgromadziłam kilkaset nowych informacji i nowych źródeł dotyczących ponad 50 tematów z historii Koszęcina.
  • Prowadziłam ze zmiennym zaangażowaniem kilka profili społecznościowych, związanych z działalnością muzeum, których rekordowe posty dotarły do ponad 9 tys osób.
  • Zaprojektowałam kilka wersji wnętrz muzealnych (i nie tylko) i jeden hortiterapeutyczny ogród (nie przy Doctor Villa).
  • Znakiem rozpoznawczym Muzeum staje się Przetwórnia – laboratorium tradycyjnych naturalnych smaków i wyrobów z roślin z naszego ogrodu. W tym roku susza nie ominęła także ogrodników (którym nikt nie pokrywa kosztów strat) i zupełnie nie było czego zbierać i przetwarzać. Uratowały nas jednak zeszłoroczne zapasy i udało się zorganizować kilka prezentacji. Podczas sześciu degustacji prawie 80 osób poznało walory smakowe i zdrowotne derenia, czeremchy i czarnego bzu. To była największa przyjemność tego roku - dzielić się z Wami moimi domowymi przetworami i rozkoszą korzystania z tego, co daje pozornie niejadalny ogród, a także wiedzą i doświadczeniem w uprawie krzewów.
  • „Babcia na motorze” z wystawą "Dla Przeszłości – przywrócić pamięć o przedwojennej Organizacji Przysposobienia Wojskowego Kobiet" odwiedziła Wadowice (Muzeum Miejskie), Kielce (Muzeum Historyczne Miasta Kielce), Warszawę (Archiwum Akt Nowych) i Skierniewice (Muzeum Historyczne Skierniewic).
  • Aktualnie kończę opracowanie albumu, który będzie pierwszą muzealną pomocą metodyczną do warsztatów dla seniorów. Jego publikacja będzie możliwa dzięki bonowi podarunkowemu, który wygrałam w konkursie.
  • W ostatnich dniach na kursach ośrodka KARTA odświeżyłam swoją wiedzę na temat archiwizacji i jeśli będziecie hojni zacznę wprowadzać do otwartego, dostępnego zawsze, wszędzie i dla każdego systemu OSA to wszystko, co udało mi się dotychczas  zgromadzić.
  • A przy okazji rocznicowych podsumowań przygotowałam wczoraj nową odsłonę muzealnej strony internetowej.
Uważam więc ten rok za całkiem owocny.
Cieszę się z nowych fanów profili społecznościowych, z aktywności stałych bywalców, a szczególnie z osobistych spotkań z miłośnikami historii i tradycji (także kulinarnych).
Dziękuję za wszelkie uwagi, komentarze, porady i za gromkie Sto lat na 50 gardeł :)

I zapraszam do współpracy i pomocy przez kolejny rok. Bo tylko przy Waszej pomocy mogę więcej. Ale o tym jest następny wpis

Brak komentarzy: