W ikonografii chrześcijańskiej św. Dorota przedstawiana jest jako młoda kobieta w królewskim stroju, z diademem lub koroną na głowie, z atrybutami: kwiatem róży (bukietem, wiankiem lub krzewem rosnącym u jej stóp) oraz z koszyczkiem z owocami i kwiatami
Jest patronką ogrodników, kwiaciarzy, botaników, piwowarów, browarników, górników, narzeczonych, panien młodych, nowożeńców, położnych, położnic. Wzywa się ją w bólach okołoporodowych, w biedzie, w niebezpieczeństwie śmierci, w agonii, a także w przypadku fałszywego oskarżenia.
W średniowieczu świętą zaliczano do 14 Wspomożycieli, czyli świętych, którzy opiekują się ludźmi w sposób szczególny. Dorota czczona była zwłaszcza w krajach niemieckojęzycznych, skąd trafiła na Śląsk. W sztuce gotyku i renesansu występuje często w towarzystwie świętych Katarzyny, Barbary i Małgorzaty.
Figura świętej z Cezarei, z około 1500 roku, zdobiła ołtarz koszęcińskiego kościoła na Trójcy do lat 80-tych XX wieku. Święta przedstawiona jest w koronie, w jednej ręce trzyma koszyk, drugą podtrzymuje fałd płaszcza.
Zdjęcie z roku ok 1937, wywołane ze szklanej płyty w ramach projektu "Klisze pamięci" Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu.
W ludowej tradycji Polski południowej istniał podobny do „herodów” zwyczaj „chodzenia z Dorotą” w okresie Bożego Narodzenia. Była to inscenizacja męczeństwa św. Doroty. Orszak aktorów składał się z pary bohaterów: Doroty i Fabrycjusza (pogańskiego króla, którego święta nie chciała poślubić) oraz z królewskiego posłańca, rycerza Teofila (świadka męczeństwa), kata, anioła i diabła. Przedstawienie kończyło się sceną porwania króla Fabrycjusza do piekła. "Dorotki" można jeszcze spotkać współcześnie w okolicach Żywca.
Żywot świętej Doroty, panny i Męczenniczki
(żyła około roku Pańskiego 304)
Jedną z najwspanialszych postaci między Świętymi rzymsko - katolickiego Kościoła niezaprzeczenie jest święta Dorota. Płeć niewieścia, odzyskawszy w chrześcijaństwie pierwotnie utraconą godność, wydała bohaterki, jakie tylko w Kościele rzymsko-katolickim napotkać można. Maryja - niewiasta starła głowę wężowi - szatanowi, a wiele innych niewiast, nierzadko w młodym jeszcze wieku, okazało w służbie Chrystusowej męstwo, które świat cały na wieki podziwiać będzie.
Święta Dorota była córką rzymskiego senatora i urodziła się w mieście Cezarei, położonym w Kapadocji. Starannie wychowana, odznaczała się również wielką pięknością. Srożyło się naówczas prześladowanie nakazane przez cesarza Dioklecjana, a że starosta Saprycjusz wykonywał rozkaz cesarski z największą ścisłością, przeto mordowano i męczono chrześcijan bez litości. Dorota rzadko występowała publicznie, tym gorliwiej jednak w ukryciu pracowała dla chwały Chrystusa i zachęcała wiernych do stałości. Dowiedziawszy się o tym, kazał ją starosta pojmać i zażądał, aby się pokłoniła bogom. "Nie zrobię tego - odrzekła. - Jestem chrześcijanką i służę tylko jednemu, prawdziwemu, żywemu Bogu". Gdy wszelkie namowy spełzły na niczym, kazał ją Saprycjusz wziąć na tortury. Sądził, że sam widok srogich narzędzi przestraszy delikatną panienkę, widząc jednak, że się pomylił, kazał ją siec rózgami, drapać skorupami i drzeć hakami, lecz św. Dorota zniosła te męczarnie z niezachwianą stałością, wołając: "Jeśli mnie chcesz zamordować, uczyń to co rychlej, abym jak najprędzej ujrzała mego Oblubieńca w Niebie, Jezusa Chrystusa". "Porzuć lepiej próżne myśli - rzekł jej na to sędzia - a pokłoń się bogom i idź za mąż, z czym ci niezawodnie lepiej będzie". "Bałwanom niemym kłaniać się nie będę - odrzekła panienka - bo jestem chrześcijanką, a męża nie pojmę, bo jestem oblubienicą Chrystusową".
Nagle wpadł Saprycjusz na inny pomysł. Były tam dwie rodzone siostry, Kaliksta i Krystyna, które były dawniej chrześcijankami, potem jednak z obawy przed mękami zaparły się Chrystusa i wróciły do pogaństwa. Do tych sióstr posłał Saprycjusz Dorotę, w nadziei, że jako odstępczynie zdołają ją namówić do pójścia za ich przykładem. Stało się całkiem inaczej, Dorota bowiem tyle dokazała swoją wymową, że Kaliksta i Krystyna szczerze żałowały swego postępku i znowu wróciły do wiary w Jezusa Chrystusa. Gdy po pewnym czasie Saprycjusz zapytał, czy już przemogły stałość Doroty, odrzekły: "Nie tylko żeśmy tego nie uczyniły, lecz ona nas do szczerej pokuty pobudziła. Żałujemy przeto zaparcia się Chrystusa Pana i wyznajemy Go od nowa, gotowe na śmierć". Wprawiło to Saprycjusza w tak szalony gniew, że zaczął drzeć szaty na sobie, a Kalikstę i Krystynę kazał związać plecami do siebie i wrzucić w kocioł z roztopioną siarką. Dorota cieszyła się, że osiągną koronę męczeńską i że sama będzie mogła pójść niedługo za nimi, co tak rozgniewało Saprycjusza, że kazał ją najpierw męczyć na torturach, potem siec rózgami i zanurzyć we wrzącym oleju, który jej jednak nic nie zaszkodził, a w końcu bić po twarzy cierniami. W czasie tych męczarni oblicze Doroty dziwnie się rozpromieniło i jakaś niewypowiedziana rozkosz na nim zajaśniała. "Co cię tak cieszy?" zapytał z gniewem Saprycjusz. "Raduję się - odrzekła Dorota - gdyż dzień dzisiejszy jest najpiękniejszy w całym moim życiu. Dwie dusze wyrwałam z ręki szatana i zjednałam Chrystusowi. Ach, jak się z tego cieszę pospołu z aniołami i Świętymi Pańskimi! Pragnę i ja dzisiaj oglądać mego niebieskiego Oblubieńca, lecz zdaje się, żeś ty tak samo bezsilny, jak twoje bogi". Starosta, doprowadzony do ostateczności tym szyderstwem, skazał ją na ścięcie mieczem. Dorota z radością przyjęła ten wyrok, mówiąc: "Bądź błogosławion o Panie, że mi pozwalasz już teraz pójść na wesele do Ciebie!", po czym zaczęła naglić, aby się śpieszono z odprowadzeniem jej na miejsce stracenia.
Było to w porze zimowej. Dzień był mroźny i wietrzny, a z ciemnych obłoków zasłaniających niebo leciał gęsty śnieg. Mimo to w drodze na miejsce kaźni towarzyszyło Dorocie wielu chrześcijan. "Ach - odezwała się Dorota - jak niemiło na ziemi! Co za szczęście, że odchodzę na inny świat, w którym słońce nigdy nie zachodzi, a w ogrodzie mego Oblubieńca kwitną pachnące róże i rosną wonne owoce. Jakże się cieszę, że wkrótce będę w tym raju!" Jeden z pisarzy starosty imieniem Teofil, który zawsze szydził z "szaleństwa" chrześcijan, usłyszawszy słowa Doroty zawołał szyderczo: "Hej, piękna panienko, przyślijże mi z raju koszyczek róż i kilka jabłek!" Dorota spojrzała na niego i rzekła: "Otrzymasz je, lecz okaż się ich godnym!" Przybywszy na miejsce stracenia uklękła do modlitwy, gdy wtem zjawił się chłopczyk niebiańskiej piękności, niosąc w chusteczce trzy róże i trzy prześliczne jabłka, mówiąc: "Kochana siostro, przynoszę ci to od twego Oblubieńca!" "Zanieś to pisarzowi Teofilowi!" - rzekła uprzejmie Dorota. W tej samej chwili błysnął miecz, i jej dusza uleciała do Nieba.
Teofil, śmiejąc się, opowiadał właśnie towarzyszom, że prowadzona na śmierć chrześcijanka obiecała przysłać mu z raju róż i jabłek, gdy wtem stanął przed nim prześliczny młodzian i podał mu je na białej chusteczce, mówiąc: "Dorota przysyła, co ci obiecała". Po tych słowach zniknął. Serce Teofila oświecił nagle promień wiary. "Przyjaciele! - zawołał po chwili - prawdziwie Chrystus jest Bogiem, gdyż te kwiaty i owoce rzeczywiście z Nieba pochodzą!" Kiedy go chciano odwieść od tego przekonania, rzekł: "Mamy obecnie ostrą zimę i w całym kraju nie ma zielonej gałązki, a zresztą jakim sposobem wszedł tutaj ten chłopczyna i jak zniknął nagle? Był to cudowny posłaniec bohaterskiej dziewicy, którą nierozsądnie wyśmiewałem. Wierzę mocno, że Chrystus jest Bogiem i błogosławiony, który weń wierzy!"
Teofil nie taił się z swym nawróceniem, lecz owszem jawnie wyznawał Chrystusa, więc Saprycjusz zawezwał go, aby przez oddanie pokłonu bałwanom wrócił do pogaństwa. Teofil oparł się temu i rzekł: "Jakże żałuję, że bluźniłem Chrystusowi! Czyniłem to, bo byłem w błędzie. Ale teraz wyznaję z zupełnym przekonaniem, że Chrystus jest prawdziwym Bogiem, jedynym Odkupicielem i Zbawcą!" "Cóż mi to za Bóg - rzekł na to starosta - którego zapewne za zbrodnie i występki ukrzyżowano". "Podobniem ja dawniej mówił - odpowiedział Teofil - i bluźniłem jak ty, ale teraz poznałem moc Boską i chwałę Ukrzyżowanego, jako żywego, nieśmiertelnego Boga. Przecież nieme bałwany wasze nie mogą być bogami, bo są ręką ludzką zrobione, a człowiek sam pochodzi od Boga". "Widzę, że chcesz zginąć złą śmiercią!" - rzekł starosta. Na co mu Teofil: "Przeciwnie, ja żyć chcę, ale życiem wiecznym, do którego znalazłem drogę".
Począł mu tedy starosta perswadować, że naraża się na niechybną śmierć i rodzinę swą w smutku pozostawi. "Pomnij - mówił - na dom twój, dziatki i żonę; nie gub sam siebie; utracisz bowiem wszystko, a nawet życie. Rozważ, czy to nie jest nierozumne?" "Owszem, to dowód wielkiego rozumu - odrzekł Teofil - że dla większego, to jest wiecznego dobra, nie dbam o mniejsze, doczesne". "Więc nie boisz się mąk i śmierci?" - zapytał starosta. "Bo, się śmierci - odrzekł mu na to Teofil - ale nie tej, którą ty mi grozisz, lecz męki i śmierci wiecznej czyli potępienia wiekuistego. Męki twoje są krótkie i przemijające, męki zaś drugiego świata będą wieczne i bez końca, a zgotowane są zawziętym i bałwochwalcom".
Rozgniewany tą stałością Saprycjusz kazał Teofila rozwiesić na palach w kształcie krzyża i straszliwie bić i szarpać hakami, ale Teofil z uśmiechem zawołał: "Patrz, starosto, sam mnie robisz chrześcijaninem, zawieszając mnie na krzyżu, gdyż moja szubienica do krzyża podobna". Następnie wzniósł oczy ku niebu i rzekł: "Dziękuję Ci, Panie Jezu Chryste, żeś mnie w tym znaku podnieść raczył!" "Teofilu! - wrzasnął starosta - pomnij na twoje ciało!" "Saprycjuszu! - zawołał Męczennik - pomnij raczej na twą duszę! Ja ciała nie żałuję, abym duszy nie utracił!" Wtenczas starosta podwoił męki, kazał go palić żelaznymi blachami i kawałami rwać ciało, ale Teofil mimo strasznych cierpień wołał: "Jezusie, Synu Boży Ciebie wyznaję, policz mnie między sługi Twoje!" Twarz jego mimo cierpień była wesoła jakby wcale boleści nie cierpiał. Wreszcie starosta kazał go ściąć, co się stało w kilka dni po męczeństwie świętej Doroty, około roku Pańskiego 230.
Relikwie św. Doroty znajdują się w Rzymie, w wspaniałym kościele jej imienia, i wielkiej tam czci doznają. Na obrazach przedstawiają św. Dorotę z chłopczykiem przy boku, trzymającym w chusteczce róże i jabłka.
Nauka moralna
Na przyczynę Świętych swoich dziwne ma Pan Bóg drogi do przyciągnięcia ku sobie dusz ludzkich. Jeśli Teofil, ujrzawszy jabłka i róże rajskie, to jest podobieństwo niejakie i cień rozkoszy, których Święci używają po śmierci, tak bardzo był wzruszony, że żadne męki nie mogły mu wydrzeć wesela i nadziei po śmierci - czemuż, duszo moja, z tej nędzy tam nie tęsknisz gdzie zawsze panuje miłe lato, gdzie nie ma już zimy, gdzie oblubieńcy śpiewają ową piosenkę "Wstań, pokwap się, najmilsza moja, gołębico moja, piękna moja, przyjdź: już zima minęła niepogody ustały i odeszły, ukazały się kwiatki w ziemi naszej, przyszedł czas żniwa naszego" Czemu to wesele lada zabawa i pochlebstwo tego świata w nas tłumi, że nie pałamy pragnieniem tych dóbr niewypowiedzianych, których Teofil z tak małych rzeczy skosztowawszy wszystek świat i żywot o ziemię uderzył? A jeśli on krótko przypatrując się wiecznym rozkoszom po śmierci, dla ich dostąpienia zaraz wyznał Chrystusa i dla niego takie męki wycierpiał, a w końcu życie utracił, - to my, którzy się temu weselu długo i co dzień przysłuchujemy, i w Sakramentach kościelnych go kosztujemy, i więcej o nim wiemy z Pisma świętego i nauki zbawiennej, daleko ochotnie] dla niego wszelkich ziemskich wczasów odstępujmy. Gdybyśmy tej słodkości i pewności obietnic Chrystusowych często smakowali, pewnie by nam żadna rzecz w jarzmie zbawiennym nie była ciężka.
Modlitwa
Panie i Boże! którego wielkie miłosierdzie nas pociesza, a zastrasza sprawiedliwość i świętość; udziel nam łaski, abyśmy zgrzeszywszy, o Twym miłosierdziu nigdy nie wątpili, a Twoja sprawiedliwość aby nas od grzechów powstrzymywała. Przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku - Mikołów/Warszawa 1910r.
Żywot świętej Doroty, panny i Męczenniczki
(żyła około roku Pańskiego 304)
Jedną z najwspanialszych postaci między Świętymi rzymsko - katolickiego Kościoła niezaprzeczenie jest święta Dorota. Płeć niewieścia, odzyskawszy w chrześcijaństwie pierwotnie utraconą godność, wydała bohaterki, jakie tylko w Kościele rzymsko-katolickim napotkać można. Maryja - niewiasta starła głowę wężowi - szatanowi, a wiele innych niewiast, nierzadko w młodym jeszcze wieku, okazało w służbie Chrystusowej męstwo, które świat cały na wieki podziwiać będzie.
Święta Dorota była córką rzymskiego senatora i urodziła się w mieście Cezarei, położonym w Kapadocji. Starannie wychowana, odznaczała się również wielką pięknością. Srożyło się naówczas prześladowanie nakazane przez cesarza Dioklecjana, a że starosta Saprycjusz wykonywał rozkaz cesarski z największą ścisłością, przeto mordowano i męczono chrześcijan bez litości. Dorota rzadko występowała publicznie, tym gorliwiej jednak w ukryciu pracowała dla chwały Chrystusa i zachęcała wiernych do stałości. Dowiedziawszy się o tym, kazał ją starosta pojmać i zażądał, aby się pokłoniła bogom. "Nie zrobię tego - odrzekła. - Jestem chrześcijanką i służę tylko jednemu, prawdziwemu, żywemu Bogu". Gdy wszelkie namowy spełzły na niczym, kazał ją Saprycjusz wziąć na tortury. Sądził, że sam widok srogich narzędzi przestraszy delikatną panienkę, widząc jednak, że się pomylił, kazał ją siec rózgami, drapać skorupami i drzeć hakami, lecz św. Dorota zniosła te męczarnie z niezachwianą stałością, wołając: "Jeśli mnie chcesz zamordować, uczyń to co rychlej, abym jak najprędzej ujrzała mego Oblubieńca w Niebie, Jezusa Chrystusa". "Porzuć lepiej próżne myśli - rzekł jej na to sędzia - a pokłoń się bogom i idź za mąż, z czym ci niezawodnie lepiej będzie". "Bałwanom niemym kłaniać się nie będę - odrzekła panienka - bo jestem chrześcijanką, a męża nie pojmę, bo jestem oblubienicą Chrystusową".
Nagle wpadł Saprycjusz na inny pomysł. Były tam dwie rodzone siostry, Kaliksta i Krystyna, które były dawniej chrześcijankami, potem jednak z obawy przed mękami zaparły się Chrystusa i wróciły do pogaństwa. Do tych sióstr posłał Saprycjusz Dorotę, w nadziei, że jako odstępczynie zdołają ją namówić do pójścia za ich przykładem. Stało się całkiem inaczej, Dorota bowiem tyle dokazała swoją wymową, że Kaliksta i Krystyna szczerze żałowały swego postępku i znowu wróciły do wiary w Jezusa Chrystusa. Gdy po pewnym czasie Saprycjusz zapytał, czy już przemogły stałość Doroty, odrzekły: "Nie tylko żeśmy tego nie uczyniły, lecz ona nas do szczerej pokuty pobudziła. Żałujemy przeto zaparcia się Chrystusa Pana i wyznajemy Go od nowa, gotowe na śmierć". Wprawiło to Saprycjusza w tak szalony gniew, że zaczął drzeć szaty na sobie, a Kalikstę i Krystynę kazał związać plecami do siebie i wrzucić w kocioł z roztopioną siarką. Dorota cieszyła się, że osiągną koronę męczeńską i że sama będzie mogła pójść niedługo za nimi, co tak rozgniewało Saprycjusza, że kazał ją najpierw męczyć na torturach, potem siec rózgami i zanurzyć we wrzącym oleju, który jej jednak nic nie zaszkodził, a w końcu bić po twarzy cierniami. W czasie tych męczarni oblicze Doroty dziwnie się rozpromieniło i jakaś niewypowiedziana rozkosz na nim zajaśniała. "Co cię tak cieszy?" zapytał z gniewem Saprycjusz. "Raduję się - odrzekła Dorota - gdyż dzień dzisiejszy jest najpiękniejszy w całym moim życiu. Dwie dusze wyrwałam z ręki szatana i zjednałam Chrystusowi. Ach, jak się z tego cieszę pospołu z aniołami i Świętymi Pańskimi! Pragnę i ja dzisiaj oglądać mego niebieskiego Oblubieńca, lecz zdaje się, żeś ty tak samo bezsilny, jak twoje bogi". Starosta, doprowadzony do ostateczności tym szyderstwem, skazał ją na ścięcie mieczem. Dorota z radością przyjęła ten wyrok, mówiąc: "Bądź błogosławion o Panie, że mi pozwalasz już teraz pójść na wesele do Ciebie!", po czym zaczęła naglić, aby się śpieszono z odprowadzeniem jej na miejsce stracenia.
Było to w porze zimowej. Dzień był mroźny i wietrzny, a z ciemnych obłoków zasłaniających niebo leciał gęsty śnieg. Mimo to w drodze na miejsce kaźni towarzyszyło Dorocie wielu chrześcijan. "Ach - odezwała się Dorota - jak niemiło na ziemi! Co za szczęście, że odchodzę na inny świat, w którym słońce nigdy nie zachodzi, a w ogrodzie mego Oblubieńca kwitną pachnące róże i rosną wonne owoce. Jakże się cieszę, że wkrótce będę w tym raju!" Jeden z pisarzy starosty imieniem Teofil, który zawsze szydził z "szaleństwa" chrześcijan, usłyszawszy słowa Doroty zawołał szyderczo: "Hej, piękna panienko, przyślijże mi z raju koszyczek róż i kilka jabłek!" Dorota spojrzała na niego i rzekła: "Otrzymasz je, lecz okaż się ich godnym!" Przybywszy na miejsce stracenia uklękła do modlitwy, gdy wtem zjawił się chłopczyk niebiańskiej piękności, niosąc w chusteczce trzy róże i trzy prześliczne jabłka, mówiąc: "Kochana siostro, przynoszę ci to od twego Oblubieńca!" "Zanieś to pisarzowi Teofilowi!" - rzekła uprzejmie Dorota. W tej samej chwili błysnął miecz, i jej dusza uleciała do Nieba.
Teofil, śmiejąc się, opowiadał właśnie towarzyszom, że prowadzona na śmierć chrześcijanka obiecała przysłać mu z raju róż i jabłek, gdy wtem stanął przed nim prześliczny młodzian i podał mu je na białej chusteczce, mówiąc: "Dorota przysyła, co ci obiecała". Po tych słowach zniknął. Serce Teofila oświecił nagle promień wiary. "Przyjaciele! - zawołał po chwili - prawdziwie Chrystus jest Bogiem, gdyż te kwiaty i owoce rzeczywiście z Nieba pochodzą!" Kiedy go chciano odwieść od tego przekonania, rzekł: "Mamy obecnie ostrą zimę i w całym kraju nie ma zielonej gałązki, a zresztą jakim sposobem wszedł tutaj ten chłopczyna i jak zniknął nagle? Był to cudowny posłaniec bohaterskiej dziewicy, którą nierozsądnie wyśmiewałem. Wierzę mocno, że Chrystus jest Bogiem i błogosławiony, który weń wierzy!"
Teofil nie taił się z swym nawróceniem, lecz owszem jawnie wyznawał Chrystusa, więc Saprycjusz zawezwał go, aby przez oddanie pokłonu bałwanom wrócił do pogaństwa. Teofil oparł się temu i rzekł: "Jakże żałuję, że bluźniłem Chrystusowi! Czyniłem to, bo byłem w błędzie. Ale teraz wyznaję z zupełnym przekonaniem, że Chrystus jest prawdziwym Bogiem, jedynym Odkupicielem i Zbawcą!" "Cóż mi to za Bóg - rzekł na to starosta - którego zapewne za zbrodnie i występki ukrzyżowano". "Podobniem ja dawniej mówił - odpowiedział Teofil - i bluźniłem jak ty, ale teraz poznałem moc Boską i chwałę Ukrzyżowanego, jako żywego, nieśmiertelnego Boga. Przecież nieme bałwany wasze nie mogą być bogami, bo są ręką ludzką zrobione, a człowiek sam pochodzi od Boga". "Widzę, że chcesz zginąć złą śmiercią!" - rzekł starosta. Na co mu Teofil: "Przeciwnie, ja żyć chcę, ale życiem wiecznym, do którego znalazłem drogę".
Począł mu tedy starosta perswadować, że naraża się na niechybną śmierć i rodzinę swą w smutku pozostawi. "Pomnij - mówił - na dom twój, dziatki i żonę; nie gub sam siebie; utracisz bowiem wszystko, a nawet życie. Rozważ, czy to nie jest nierozumne?" "Owszem, to dowód wielkiego rozumu - odrzekł Teofil - że dla większego, to jest wiecznego dobra, nie dbam o mniejsze, doczesne". "Więc nie boisz się mąk i śmierci?" - zapytał starosta. "Bo, się śmierci - odrzekł mu na to Teofil - ale nie tej, którą ty mi grozisz, lecz męki i śmierci wiecznej czyli potępienia wiekuistego. Męki twoje są krótkie i przemijające, męki zaś drugiego świata będą wieczne i bez końca, a zgotowane są zawziętym i bałwochwalcom".
Rozgniewany tą stałością Saprycjusz kazał Teofila rozwiesić na palach w kształcie krzyża i straszliwie bić i szarpać hakami, ale Teofil z uśmiechem zawołał: "Patrz, starosto, sam mnie robisz chrześcijaninem, zawieszając mnie na krzyżu, gdyż moja szubienica do krzyża podobna". Następnie wzniósł oczy ku niebu i rzekł: "Dziękuję Ci, Panie Jezu Chryste, żeś mnie w tym znaku podnieść raczył!" "Teofilu! - wrzasnął starosta - pomnij na twoje ciało!" "Saprycjuszu! - zawołał Męczennik - pomnij raczej na twą duszę! Ja ciała nie żałuję, abym duszy nie utracił!" Wtenczas starosta podwoił męki, kazał go palić żelaznymi blachami i kawałami rwać ciało, ale Teofil mimo strasznych cierpień wołał: "Jezusie, Synu Boży Ciebie wyznaję, policz mnie między sługi Twoje!" Twarz jego mimo cierpień była wesoła jakby wcale boleści nie cierpiał. Wreszcie starosta kazał go ściąć, co się stało w kilka dni po męczeństwie świętej Doroty, około roku Pańskiego 230.
Relikwie św. Doroty znajdują się w Rzymie, w wspaniałym kościele jej imienia, i wielkiej tam czci doznają. Na obrazach przedstawiają św. Dorotę z chłopczykiem przy boku, trzymającym w chusteczce róże i jabłka.
Nauka moralna
Na przyczynę Świętych swoich dziwne ma Pan Bóg drogi do przyciągnięcia ku sobie dusz ludzkich. Jeśli Teofil, ujrzawszy jabłka i róże rajskie, to jest podobieństwo niejakie i cień rozkoszy, których Święci używają po śmierci, tak bardzo był wzruszony, że żadne męki nie mogły mu wydrzeć wesela i nadziei po śmierci - czemuż, duszo moja, z tej nędzy tam nie tęsknisz gdzie zawsze panuje miłe lato, gdzie nie ma już zimy, gdzie oblubieńcy śpiewają ową piosenkę "Wstań, pokwap się, najmilsza moja, gołębico moja, piękna moja, przyjdź: już zima minęła niepogody ustały i odeszły, ukazały się kwiatki w ziemi naszej, przyszedł czas żniwa naszego" Czemu to wesele lada zabawa i pochlebstwo tego świata w nas tłumi, że nie pałamy pragnieniem tych dóbr niewypowiedzianych, których Teofil z tak małych rzeczy skosztowawszy wszystek świat i żywot o ziemię uderzył? A jeśli on krótko przypatrując się wiecznym rozkoszom po śmierci, dla ich dostąpienia zaraz wyznał Chrystusa i dla niego takie męki wycierpiał, a w końcu życie utracił, - to my, którzy się temu weselu długo i co dzień przysłuchujemy, i w Sakramentach kościelnych go kosztujemy, i więcej o nim wiemy z Pisma świętego i nauki zbawiennej, daleko ochotnie] dla niego wszelkich ziemskich wczasów odstępujmy. Gdybyśmy tej słodkości i pewności obietnic Chrystusowych często smakowali, pewnie by nam żadna rzecz w jarzmie zbawiennym nie była ciężka.
Modlitwa
Panie i Boże! którego wielkie miłosierdzie nas pociesza, a zastrasza sprawiedliwość i świętość; udziel nam łaski, abyśmy zgrzeszywszy, o Twym miłosierdziu nigdy nie wątpili, a Twoja sprawiedliwość aby nas od grzechów powstrzymywała. Przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku - Mikołów/Warszawa 1910r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz